Polityka międzynarodowa znów kreuje sytuację na rynku transportowym. Nieprzewidywalna sytuacja na Wschodzie, spadający kurs hrywny oraz kurczący się handel ukraiński sprawiają, że wahadło polskiej branży TSL wychyla się bardziej w kierunku Unii Europejskiej. Po mimo dużej konkurencji rynki zachodnie nadal pozostają perspektywiczne, a zapotrzebowanie na transport ciągle wzrasta. Korzystają z tego firmy z Polski, które pozostają liderem wśród krajów UE przede wszystkim dzięki elastycznej ofercie oraz zdolnościom adaptacyjnym do różnych okoliczności.
Paweł Trębicki, Dyrektor Generalny Raben Transport.
Ukraiński kryzys reguluje ruch w branży
Jak się okazuje, polskie firmy łatwo dostosowują się do aktualnych warunków. Przewoźnicy obsługujący dotychczas Wschód bez większych problemów zmieniają tymczasowo swój profil biznesowy, kierując się w stronę UE. Oznacza to oczywiście większy tłok w kolejce po zlecenia, ale pracy z pewnością wystarczy dla wszystkich, a przedsiębiorstwa powinny wyjechać z kryzysu politycznego bez większych problemów.
Co czeka przewoźników?
Według danych ZMPD na Wschodzie funkcjonuje ponad 3000 polskich firm przewozowych, wykorzystujących 30 000 pojazdów. Nie wpłynie to znacznie na sytuacje rynkowe.Wielka Brytania oferuje średnio 30.000 ładunków miesięcznie, Belgia 22.000, Francja – ponad 75.000, Czechy i Austria ok. 90.000, a Niemcy aż 180.000.
Oczekiwania Unii Europejskiej
Zleceniodawcy na Zachodzie oczekują dobrych usług w zakresie przewozów lądowych, ale także wyrażają zainteresowanie jego alternatywą, czyli na przykład transportem intermodalnym. Wynika z tego, że UE jest dynamicznym i chłonnym rynkiem, który jest otwarty na nowe oferty i nieszablonowe propozycje. Być może ukraiński kryzys wyjdzie wielu firmom na dobre, ponieważ zagospodarują one zachodnie nisze, których wciąż nie brakuje.